niedziela, 30 października 2016

Od Valdemara

Cały dzisiejszy poranek spędziłem na operacji, a dokładniej przeszczepieniu serca jednemu z pacjentów mojej własnej kliniki. Wszystko obyło się bez komplikacji, a więc zaoszczędziłem przy tym trochę czasu. A czas to pieniądz. Narzuciłem fartuch na ramiona i opuściłem blok operacyjny, z nieskrywanym zadowoleniem malującym się na mojej twarzy. Postanowiłem, że tak dobrze rozpoczęty dzień musi zakończyć się równie wspaniale. I nikt nie zdoła przyćmić mojego blasku. Nawet nie da rady tego profesor Humpbert, z którym dzisiaj umówione mam spotkanie. Widocznie musi to być coś pilnego, skoro sam we własnej osobie inicjuje kongres.  Zerknąłem na zegarek, który wybijał właśnie 13:45 Nieśpiesznie udałem się do swojego gabinetu, skąd zabrałem skórzaną teczkę i ważne dokumenty. Wsiadłem w Lamborghini i ruszyłem przed siebie, starając się nie łamać jakiegokolwiek przepisu. W końcu skończy się na tym, że zabiorą mi prawo jazdy, a bez środka transportu nie mógłbym przeżyć. Podjechałem pod szpital, mając nadzieję, że uda mi się spotkać pod drodze Anę. Dziewczyna, jak na zawołanie, od razu rozpoznała mój samochód i podbiegła, stukając w okno. Uchyliłem szybę, przenosząc swoje spojrzenie na jej drobną twarzyczkę:
- Wskakuj, słońce. - puściłem jej oczko. - Jedziemy.
- Valdek, nie mogę teraz, naprawdę.. - wywróciła oczyma. - Mam dyżur i lada moment zapewne wpłynie kolejne wezwanie...
- Trudno, jakoś będą musieli poradzić sobie bez takiej perełki. Nie mamy czasu, wsiadaj.
- Ale..
- Bez żadnego ale. - uciąłem szorstkim tonem. - A o nieobecność nie musisz się martwić, wszystko już załatwiłem.
- Tak jak ostatnim razem..? - warknęła.
- Skądże znowu! Tym razem wszystko jest na piśmie.
- Z pewnością.. - westchnęła, zajmując miejsce pasażera. - Dokąd jedziemy?
- Do domu, musisz się jakoś porządnie ubrać.
- Przepraszam bardzo, czy ty mi coś sugerujesz?! - teatralnie skrzyżowała ręce na piersi.
- Gdzieżbym śmiał, aczkolwiek przyznaj, wytarte dżinsy i luźna bluza nie są najlepszym wyjściem na ekskluzywną kolację?
- W równie ekskluzywnej restauracji? - pokręciła głową rozbawiona.
- Otóż to, skarbie. - uśmiechnąłem się uroczo. (...)
Siedzimy przy stoliku i rozmawiamy już od dłuższego czasu, właściwie to Ana z Profesorem powadzą jakże namiętną konwersację, a mnie w udziale przypadły głupie uśmieszki. Role odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni, gdyż to ja miałem grać pierwsze skrzypce, a zostałem zgaszony przez własną siostrę. Było nie czynić z niej mniejszego, damskiego pierwowzoru mnie samego. Teraz są tego efekty.
- Przepraszam na moment. - zapiąłem guzik od marynarki i powoli opuściłem salę, wchodząc do windy. Wcisnąłem dwunasty numer i w mgnieniu oka znalazłem się na najwyższym piętrze budynku. Wyjąłem z kieszeni spodni telefon komórkowy i zacząłem pisać wiadomość do Any. Humpbert to stary, ale jakże szczwany pryk. Z pewnością nabrałby podejrzeń, gdybym wyszedł z Ravenbell. Lepiej dmuchać na zimne, co nie zmienia faktu, iż pilnie muszę skontaktować się z moją towarzyszką. Jak tak dalej pójdzie, mężczyzna nadal będzie grał na zwłokę i czarował moją siostrę, a wówczas nie wyniesiemy żadnych korzyści. Czas przejąć dowodzenie. Już miałem wrócić, kiedy usłyszałem przejmujący i mrożący krew w żyłach wrzask, odbijający się echem od ścian. Bez większego namysłu podążyłem za krzykiem, który doprowadził mnie do otwartego na oścież okna, a w nim drżącej dziewczyny uporczywie wpatrującej się w dół. Zaszedłem ją od tyłu i objąłem w talii, czym wywołałem niepohamowany wybuch złości i oburzenia.
- Nie warto skakać. - patrząc w jej tęczówki, uśmiechnąłem się serdecznie.
- A kto powiedział ci, że chcę skakać, pacanie?!
- Auć. To ja ci życie ratuję, a ty tak mi się odwdzięczasz? - pokręciłem głową z iskierką rozbawienia w oku.

(Jakaś panna?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz