wtorek, 1 listopada 2016

Od Hayden

Lubię swoją pracę, ale czasem wykańcza mnie to wstawanie o świcie. Dobra sama wstaję tak wcześnie, niemniej jednak jest to czymś spowodowane, otóż co rano o tej samej godzinie, czyli jak mniemam przed 6, chodzę biegać po plaży, która swoją drogą jest oddalona od mojego domu spory kawałek. Ubrałam się i wciskając do uszu słuchawki ruszyłam na balkon i rozgrzałam mięśnie, dopiero potem skierowałam się na plażę, nie spieszyłam się, zaczęłam od truchtu, a po czasie zaczęłam zwiększać tempo. W słuchawkach leciała jakaś składanka, którą podrzucił mi Samuel, dawny kolega, z którym trzymałam się w młodości, a teraz próbuje odnowić kontakt, w sumie czemu nie. Po przekroczeniu mojej codziennej granicy zawróciłam i szybkim truchtem wróciłam do domu. Zmachana wtoczyłam się do łazienki i zrzuciłam przepocone ubrania, niby termoaktywne, a zbierają pot. Weszłam do kabiny i wzięłam szybki orzeźwiający prysznic. Zjadłam śniadanie i pojechałam do pracy, uwielbiam ją i dzień minął mi szybko, jednakże nie działo się nic ciekawego, byłam na poligonie przećwiczyć kadetów, a potem zastąpił mnie sierż. Fitzgerald. Odpowiadało mi to, bo miałam plany na wieczór, otóż zamierzałam iść do jakiegoś baru albo klubu, pobawić się trochę. Co jak co, ale mam do tego prawo i wydaje mi się, że zasłużyłam. Wróciłam do domu i przywitałam się z Hadesem, a potem podeszłam do terrarium i wrzuciłam dwie myszy, które wyjęłam z klatki obok, Ripper nie przepadał za martwym pokarmem, więc zadbałam o to aby były żywe. Nie czekałam aż je skonsumuje i skierowałam się do sypialni, a tam wybrałam sobie ubrania i poszłam wziąć szybki prysznic, przebrałam się w ładną sukienkę w kropki do pół uda, którą przewiązałam delikatnie wąskim, brązowym paskiem, narzuciłam na to czarną skórzaną kurtkę i dopełniłam strój białymi czółenkami na obcasie, bez palców. Włosy zostawiłam rozpuszczone, ale trochę je przeprostowałam. Nie byłam fanką mocnych makeupów, więc jedyne co zrobiłam ze swoją twarzą, to to, że nałożyłam czerwoną szminkę i lekko podkręciłam tuszem rzęsy. Wychodząc z domu cofnęłam się po raz ostatni by ocenić efekt końcowy i było by całkiem ok, gdyby nie to, że nie wydawałam się szczęśliwa, uśmiechnęłam się więc, nieco sztucznie, ale zawsze coś i dopiero potem wyszłam. Zakluczyłam drzwi i skierowałam się do auta, dojechałam na miejsce w jakieś pół godziny, noc była ciepła. Klub, do którego właśnie weszłam poza kolejką nazywał się Blanco Club, czyli nie był jakoś oryginalny, ale co jak co, najlepszy w Valle Blanco. Od razu podeszłam do baru.
- Hayden. Co cię do nas sprowadza? - spytał Cal, tutejszy barman, uśmiechnęłam się i odpowiedziałam.
- Cal, cóż za miłe powitanie. Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - spuścił na chwilę wzrok, a gdy już na mnie spojrzał jego twarz zdobił szeroki uśmiech.
- Jak zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie. To co zawsze? - nie drążąc tematu spytał o to na co tylko czekałam.
- Niee. - mruknęłam. - Tym razem chcę spróbować Tequilla Sunrise. - spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Po jakimś czasie dostałam swojego drinka i sącząc go usiadłam na stołku. Zajęta własnymi myślami nawet nie zauważyłam jak przysiadł się obok jakiś facet. Spojrzałam na niego ukradkiem, był przystojny, miał nieco zbyt długie włosy i ciemne oczy, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo światło w klubie nie dawało dużego pola manewru. 
- Co tak ładna dziewczyna robi sama w takim klubie? - zagadał, pociągnęłam trochę drinka i niespiesznie odparłam.
- A co taki wścibski facet szuka u takiej dziewczyny? - odgryzłam się i znów się zamyśliłam.

Sage? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz