środa, 2 listopada 2016

Od Lauren

Machałam beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się zwyczajną rośliną. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłam ten kwiat.
- Takie agresywne, a takie piękne - odparłam z uśmiechem, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłam się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłam sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zaczęłam rozmyślać, no ca by zapolować. Może i cała ziemia jest zainfekowana jakimiś bzdetami, to jednak są jakieś malutkie zwierzaczki jadalne. Przez głód nawet nie zdążyłam się namyśleć, więc tylko zeskoczyłam z cegieł i się rozejrzałam.
- Głodna jestem - powiedziałam zn udawanym smutkiem patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Jak głupia, wróciłam na porośnięty murek i zaczęłam nim kroczyć z ramionami na bokach. Zamknęłam oczy i szłam prosto przed siebie, nie zwracając na to, że w każdej chwili może mnie coś zaatakować. Po chwili poczułam jak moje palce o coś się wplątują i nagle zaczęłam spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałam czyjś jęk. Musiałam na kimś wylądować.

A w rzeczywistości spadłam z łóżka. Owinięta jak w kokon kołdrą leżałam na ziemi parę minut, gdy nagle do moich uszu nie doszedł dźwięk dzwonka. Nienawidziłam go. Od razu wstałam i się uwolniłam, po cym wyłączyłam budzik wywalając go z biurka. Znowu bateria wypadła, ale się nie stłukł. Patrzyłam na ten przedmiot z ironią w oczach, po czym się rozciągnęłam. Podniosłam przedmiot i go złożyłam. Po postawieniu tego czegoś na miejscu, poszłam do łazienki. Tam nalałam wody do zlewu, w którym leżał Mort. Umyłam twarz i ręce oraz ogarnęłam włosy.
- Miau... - mój kot domagał się jedzenia.
Najpierw się ubrałam, a po jego wiecznym miauczeniu dałam mu jakiś kawałek mięsa z lodówki, a następnie chwyciłam torebkę.
- Wracam wieczorem - oznajmiłam kotu, po czym wyszłam z domu zamykając pomieszczenie na klucz.
Zeszłam po schodach, stanęłam w holu głównym i wyszłam na zewnątrz. Dzień był nieco chłodny. Na niebie kłębiły się szare chmury zapowiadające deszcz, którego jeszcze nie było. O godzinie ósmej wiał chłodny wiatr, a promienie słońca nie mogły się przebić przez chmury. Moje włosy zwiały mi na twarz, także schowałam je pod bluzkę i kroczyłam przed siebie z torebką w dłoni, na niewysokich obcasach. Po kilku minutowym spacerze weszłam do salonu rzucając torebkę gdzieś w kąt.
- Jak się masz? - przywitał mnie Thomas, u którego miałam tak zwane praktyki. Siedział za biurkiem popijając kawę, oraz trzymając nogi na stole.
- Jak zawsze - odparłam ziewając, po czym zdjęłam buty. Do budynku nagle weszła pierwsza osoba. Nie wyglądała na kogoś, kto chciał tatuaż. Może to były tylko pozory? Albo na prawdę chciała czegoś innego.

<Rhys?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz