wtorek, 1 listopada 2016

Od Vanessy C.D. Valdemara

Wieczorem, kiedy akurat wyszłam z przesłuchania i miałam wracać do domu, dostałam od naszej recepcjonistki telefon, że ktoś zgłosił udaremnioną próbę samobójczą naszego świadka. Kobieta zniknęła kilka dni temu i do tej pory nie można było jej odnaleźć.
- Jesteś pewna? - zapytałam, zaglądając w papiery. - Stella Connor?
- We własnej osobie - zapewniła mnie Carly. - Chciała wyskoczyć z okna w jednej z tych ekskluzywnych restauracji dla bogaczy... No i poinformował nas o tym mężczyzna, który ją złapał. Nie mógł jej opanować. Interweniowała ochrona...
- Już jadę - westchnęłam.
- Wyślę ci adres - powiedziała i usłyszałam jak wystukuje coś na klawiaturze.
- I wyślij mi też tego młodego... - zaczęłam, mając na myśli jednego z nowych policjantów.
- Daniela - dokończyła za mnie. - I ten 'młody' jest w twoim wieku - zaśmiała się, rozłączając.
Schowałam telefon do kieszeni i narzuciłam na siebie swój długi, czarny płaszczyk, łapiąc kluczyki i pędząc do nieoznakowanego policyjnego auta, stojącego na parkingu przed komendą. Daniel czekał już na mnie przy samochodzie.
- Mogę prowadzić? - spytał, wyciągając rękę po kluczyki.
- Możesz się zamknąć albo jechać z tyłu - mruknęłam, a ten zrezygnowany wsiadł na miejsce pasażera.
[...] Szybko znaleźliśmy się na miejscu i wysiedliśmy z auta, kierując się do budynku.
- Jeśli będziesz prowadzić, to już nigdy nie wsiądę z tobą do auta - ostrzegł Daniel.
- Mięczak - zakpiłam, idąc przodem, gdy przepuścił mnie w drzwiach i od razu skierowałam się do windy, jadąc na najwyższe piętro razem z Danielem.
Kiedy wysiedliśmy, od razu poszła w stronę, gdzie widziała ochroniarzy, z którymi stał jakiś mężczyzna w garniturze. No i stała obok nich też kobieta, której pilnowali. Stella Connor. Oboje z Danielem od razu pokazaliśmy swoje identyfikatory, przedstawiając się.
- Zajmij się nią, Daniel - nakazałam koledze, który wziął kobietę pod rękę i miał ją zabrać do auta i przewieźć na komendę w celu przesłuchania. Rzuciłam mu kluczyki, zamierzając wrócić taksówką.
Sama zamierzałam przesłuchać mężczyznę, który udaremnił Stelli krok, a którym okazał się właśnie elegancki mężczyzna.
- Vanessa Hope - przedstawiłam się, podając mu rękę.
- Valdemar Ravencraft - odwzajemnił się tym samym mężczyzna.
- Możemy porozmawiać o tym, co się tutaj niedawno wydarzyło? - zapytałam, wskazując dłonią na okno.

(Valdemar?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz