wtorek, 1 listopada 2016

Od Vanessy C.D. Valdemara

Po tym, jak Valdemar Ravencraft odmówił mi rozmowy, proponując spotkanie w innym terminie, postanowiłam już wracać do domu, gdyż to mama pilnowała Caleba.
- Był grzeczny jak aniołek - stwierdziła, chociaż ja doskonale wiedziałam, że nagina prawdę. To mój syn i nigdy nie jest grzeczny. - Poczytałam mu bajki i poszedł spać... Tylko bajka była o potworach, więc nasz mały spryciarz zastawił pułapkę. Radzę ci nie wchodzić do niego, jeśli nie chcesz go obudzić - zaśmiała się.
- Dziękuję, że tyle z nim zostałaś - powiedziałam, wiedząc, że siedziała z nim od południa, odkąd odebrała go z przedszkola, ponieważ dziś wydłużyły mi się godziny pracy. Wysokie stanowisko wymagało poświęceń...
- Zawsze możesz na mnie liczyć - zapewniła, całując mnie w policzek. - Nie siedź do późna - ostrzegła, zakładając płaszcz.
- Nie jestem dzieckiem - zaśmiałam się.
- Jesteś, jesteś - mruknęła. - Jakbyś jutro potrzebowała pomocy przy Calebie, to dzwoń.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, odprowadzając mamę do drzwi i żegnając się z nią.
Mając pewność, że synek śpi, najpierw poszłam do kuchni po lampkę wina, a następnie zamknęłam się w łazience, zrzucając ubrania, zmywając makijaż i wchodząc do wanny. Spędziłam w niej około godziny, rozmyślając nad wszystkim - sprawą Stelli, swoimi godzinami pracy, przedszkolem Caleba... Wreszcie wyszłam z wanny i wtarłam w ciało kakaowy balsam, który otulił mnie swoim zapachem. Ubrałam się w bieliznę i osuszyłam włosy ręcznikiem, a wychodząc narzuciłam na siebie jeszcze puchowy szlafrok.
- W jakiej sprawie? - usłyszałam głos swojego synka.
Zdumiona, że Caleb jednak nie śpi, przechodząc obok jego pokoju, jednak do niego zajrzałam i pierwsze co, to omal nie potknęłam się o sznurek, który pociągając stos garnków, narobił hałasu. Wściekła wstałam i wyszłam na korytarz.
- Nie wpuszczam obcych do domu - powiedział Caleb, a ja przestraszona zbiegłam po schodach, uświadamiając sobie, że mały naprawdę z kimś rozmawia, gdy usłyszałam też męski głos.
Odetchnęłam z ulgą, zauważając, że to tylko mężczyzna z restauracji, Valdemar Ravencraft.
- Caleb - powiedziałam ostro, a oboje zwrócili na mnie uwagę. - Co ty wyprawiasz?
- Ten pan pukał do drzwi i chce się z tobą zobaczyć, mamusiu - powiedział synek, podchodząc do mnie, a ja trochę złagodniałam.
Kiwnęłam na mężczyznę głową, by wszedł do środka i kucnęłam przed synkiem.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytałam łagodnie.
- Bo chciałem powiedzieć ci dobranoc, gdy przyjdziesz - powiedział cicho.
- Dobranoc - roześmiałam się, całując go w czoło. - Zmykaj do łóżka. A jutro rano porozmawiamy o tym, jak powinieneś się zachować, gdy ktoś puka do drzwi - westchnęłam.
Caleb przewrócił oczami i pobiegł po schodach na górę, a ja spojrzałam na Valdemara Ravencrafta, mocniej oplatając się połami szlafroka.
- Przepraszam za niego - mruknęłam. - Nie spodziewałam się pana o tej porze...
- Przeszkadzam? - zapytał, a ja zamilkłam na chwilę, zastanawiając się, czy go przyjąć, czy jednak zaprosić na jutro do komendy. Stwierdziłam jednak, że skoro fatygował się do mnie o tej porze, powinnam z nim porozmawiać. No i zeznania najlepiej zbierać bezpośrednio po zdarzeniu; wtedy człowiek nie zdąży podkoloryzować lub ułożyć swojej wersji.
- Nie, proszę wejść - powiedziałam, prowadząc mężczyznę do salonu. - Niech pan usiądzie... Za chwilę wrócę - obiecałam. - I chętnie dowiem się, skąd miał pan mój adres - dodałam, wychodząc z salonu.
Kiedy znalazłam się na górze, od razu wyjęłam z szafy jakieś spodnie i podkoszulek, nie bawiąc się w elegancję o tej godzinie. Wilgotne włosy spięłam w wysokiego koka i z westchnieniem zbiegłam po schodach na dół, kierując się do salonu...

(Valdemar?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz