wtorek, 1 listopada 2016

Od Valdemara C.D Vanessy

Ratowanie innych z opresji mam opanowane do perfekcji, dosłownie. Niemalże każdego dnia udaje mi się przedłużyć czyjąś marną egzystencję, w pakiecie czyniąc ją lepszą i piękniejszą. Ale nigdy, przenigdy nie bogatszą. W końcu jakieś korzyści muszę czerpać z bycia superbohaterem, czyż nie? Tym razem, za ten jakże szlachetny czyn, mam zagwarantowane nieudane spotkanie i złość ze strony profesora Humpberta. Znając moje szczęście, pewnie dożywotnią. De facto to bardzo pamiętliwy człowiek, mimo swojego starszego już wieku. A wszelkie spory i konflikty zażegna dopiero na łożu śmierci, zakopując topór wojenny. Zerknąłem na chronometr, który wskazywał właśnie za kwadrans dwudziestą pierwszą. Moja nieobecność przedłużyła się do czterdziestu pięciu minut i dwunastu sekund, a więc można już powiedzieć, że jestem trupem.
- Z największą przyjemnością, ale musisz mi, słońce, teraz wybaczyć. - skinąłem głową na wiszący nad wejściem do windy zegar. - Czas nagli, znajomi czekają, jeśli już nie opuścili lokalu beze mnie. - westchnąłem. - To jak? Kiedy się umówimy?
- Przepraszam bardzo, ale nie rozumiem.
- Na rozmowę, rzecz jasna. - uśmiechnąłem się.
- Proszę stawić się w takim razie na komendę miejską, w jaki najszybszym terminie.
- Nie pozwolę długo na siebie czekać. - zapewniłem, wciskając przycisk. - See you. - wszedłem do windy, spoglądając jeszcze opieszale na sylwetkę kobiety. Zdecydowanie, jeszcze dzisiaj złożę jej wizytę. (...)
- No, kogo moje oczy widzą. - zakpiła Anabella. - Śpiąca Królewna zaszczyciła nas swoją obecnością.
- Dlaczego Śpiąca Królewna? - uniosłem lewą brew ku górze, siadając za stołem.
- Wieki cię nie było, wiesz o tym?
- Skądże, zaledwie parę minut.
- W zupełności to wystarczyło, abym dokonała czegoś, czego ty dokonać nie mogłeś.
- Co masz na myśli? - zaciekawiłem się, dopijając reszkę wina.
- Humpbert zgodził się dołączyć do tego twojego zespołu onkologicznego.
- Co mu w zamian obiecałaś? Namiętną, upojną noc?
- Dupek z ciebie, wiesz o tym?
- Wiem. - uśmiechnąłem się wyraźnie zadowolony. - Trzeba to oblać.
- Na dzisiaj już chyba wystarczy, nie uważasz? Jutro masz operację usunięcia guza mózgu, zapomniałeś o tym...?
- Nie martw się, kochana. Dla mnie to pikuś.
- Oczywiście, dla szanownego profesora Ravencrafta cała medycyna to jedna, wielka łatwizna.
- A dla ciebie nie? - zmarszczyłem czoło, śmiejąc się dźwięcznie. - Mam prośbę.
- Kolejną?
- W rzeczy samej. - ułożyłem palce w piramidę. - Sprawdź mi proszę, gdzie mieszka Vanessa Hope.
- Nowa kobieta?
- Coś w tym rodzaju. - pokręciłem głową wyraźnie rozbawiony. - Masz te swoje kontakty w wojsku, więc je wykorzystaj.
Dziewczyna wywróciła swoimi szarymi oczyma i wyciągnęła z torebki komórkę, wybierając numer:
- Witaj, Lucas. Przepraszam, że znowu zawracam ci głowę, ale mojemu bratu przywidziało się, że pracujesz w wydziale śledczym i jakoś nie może przyswoić wiadomości, że zamiast tego walczyłeś ze mną na wojnie.
- ...
-  Tak, tak. Kochany jesteś. - znudzona zabujała nietkniętym nawet winem w kieliszku. - Tym razem chodzi o Vanessę Hope, jeśli to nie problem, mógłbyś podać jej adres?
- ...
- Dzielnica Dives, numer domu 11a. - powtórzyła za nim. - Dziękuję ci bardzo. - rozłączyła się. - Mój drogi, wisisz mi staż u najwybitniejszego doktora na całym globie ziemskim.
- Czyli u mnie? - uniosłem lewą brew ku górze.
Ana parsknęła śmiechem, mrużąc przy tym słodko oczy. (...)
 - Zatrzymaj się. - poleciłem siedzącej za kółkiem siostrze.
- Po co?
- Mam pilną i niecierpiącą zwłoki sprawę do załatwienia w tej okolicy.
- U panny Hope?
- To już nie twój interes, siostrzyczko.
- Gdybyś zapomniał gdzie mieszkasz, dzwoń. Nie mogę przecież pozwolić, żebyś zbezcześcił dobre imię naszej rodziny.
- Spokojna głowa, to jest kategorycznie niemożliwe do osiągnięcia.
- Ostatnim razem było bardzo blisko, rzekłabym o mały włos...
Machnąłem lekceważąco dłonią i wysiadłem z samochodu, kierując się wprost na oświetlony dom z basenem. Było już stosunkowo późno, jak na wizytę, aczkolwiek obiecałem, że nie pozwolę na siebie czekać. Tym razem słowa dotrzymuję. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem w drewnianą framugę, czekając aż ktoś łaskaw będzie mi otworzyć.

(Vanessa?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz